
Przewagą Niezależnego Zrzeszenia Studentów nad większością innych organizacji studenckich jest fakt, że działamy na terenie całego kraju i jak coś robimy – to robimy z rozmachem, na dużą skalę. Podczas Dnia Kobiet rozpoczęliśmy swoją niezapomnianą przygodę do kraju, gdzie króluje ABBA i sklepy IKEA. Głównym pomysłodawcą i organizatorem tejże weekendowej integracji (na 200 NZSiaków) było biuro ds. Międzynarodowych i biuro ds. HR.

Z Białegostoku do Gdańska wyruszyliśmy naszym ulubionym środkiem transportu, jakim jest pociąg. Gdy jedziesz (nie)zorganizowaną grupą składającą się z 19 osób o godzinie 5:38 to oczywistym jest, że podróż nie obejdzie się bez przygód. Gdy już wszyscy dotarli do Gdańska (niektórzy bezpośrednim, inni przez stolicę) to obowiązkowo, jak na turystów przystało, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia i ruszyliśmy do portu
w Gdynii.

Ubezpieczeni w opakowania Lokomotiv i nadzieję, że jednak nikt z nas nie ma choroby morskiej, weszliśmy na statek Stena Line. Kapitan statku sprawnie omijał wszystkie góry lodowe i po około 7 godzinach płynięcia dotarliśmy bezpiecznie do portu w Szwecji. Gdy już wszystkie uspakajające smsy o treści „mamo, żyję!” zostały wysłane, ruszyliśmy na przygodę.

Cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu niezwykle fotogenicznego miasteczka Karlskrona, wytrwale walcząc z przeciwnościami losu, takimi jak: wiatr, deszcz, odciski na stopach i zabójczo wysokie ceny (pamiątkowe magnesy potrafiły kosztować nawet 40 złotych). Jedną z głównych atrakcji było zwiedzanie Marinmuseum, czyli Muzeum Marynarki Wojennej zlokalizowanej na jeden z tysiąca małych wysp – Stumholmen. Zaopatrzeni w pamiątki i lokalne przysmaki wróciliśmy wieczorem na statek.



W NZSie mamy zasadę, że nigdy nie zostawiamy nikogo samego, chociaż podczas odprawy stała się rzecz, na którą nie mieliśmy kompletnie żadnego wpływu. Los chciał, że jeden z naszych białostockich uczestników zgubił swój dowód tożsamości, niezbędny do odprawy. Obsługa stwierdziła twardo, że w takiej sytuacji nie może wpuścić na statek tej pechowej osoby, a my powiedzieliśmy twardo, że bez niej się nie ruszymy. Po wykonaniu kilku telefonów do polskiej ambasady, kapitana statku i rodziny, udało się nam wkroczyć na statek w komplecie.
W niedzielę rano zakotwiczyliśmy w gdyńskim porcie i korzystając z okazji zwiedziliśmy miasto. Punktem obowiązkowym było molo i pobliska plaża. Do Białegostoku wracaliśmy z dodatkowym bagażem wspomnień i nadzieją na kolejną, niesamowitą przygodę, którą będziemy mogli opowiadać przyszłym pokoleniom NZSu.

Fotografie: Daniel Demczuk, Magdalena Dębska, Magdalena Cyb